Najnowszy tomik wierszy Sławomira Matusza, wydany pod tytułem „O rzeczach strasznych i zakazanych” (Sosnowiec, Fundacja im. Jana Kochanowskiego/Stowarzyszenie „Solidarni 2010”, 2020, str.32) eksploruje naszą historię współczesną i wojenną dotykając najbardziej bolesnych ran narodowej pamięci. Szczególnie bolesnej w latach stalinowskiego sadyzmu, kiedy enkawudziści i kaci zza biurka ( jak np. Berman) czy kaci z Urzędu Bezpieczeństwa torturowali i mordowali polskich patriotów walczących z sowietyzacją i komunizmem:
...a oni UB-ijali buciorami przysypaną ziemię,
UB-ijali tak mocno, by połamać te kości,
których nie połamali, aby nie sterczały z ziemi
jak krzyże... ( str.20)
- jak czytamy w wierszu „Więcej grobów już kopał nie będę”, dedykowanym Feliksowi Netzowi ( 1938- 2015), poecie który był jakby prekursorem zakazanego tematu żołnierzy niezłomnych/ wyklętych ) w zbiorze „Z wilczych dołów” (1973) i pisał, że „sny polskie tym się różnią od snów innych ludów / że nie śpi nawet w zabitym umarły...”. Tym bardziej nie śpi poeta Matusz ( rocznik 1963) przywołując na jawie kaźń komunistycznego terroru, masakrę Katynia czy smoleńską hekatombę, w której ofiary zamachu – rozszarpane eksplozją w powietrzu – znajdowano w częściach na wrakowisku a czasem i na drzewach. Dowód to niezbity, że to nie brzoza, lecz bomba była przyczyną ich śmierci. W utworze „96 krzeseł i róż” czytamy:
wszyscy ukrzesłowieni
wypadnięci z krzeseł
jeszcze nie wskrzeszeni
a ich liczba dziewięćdziesiąt sześć (...)
nogi turlają się głowy i korpusy dziś Gruzja jutro
Ukraina a pojutrze Litwa i Łotwa ale teraz my (...)
palec generała Błasika i płonący palec Boga
wyjęte jako ostatnie z czarnego foliowego worka
na śmieci Wasyl zbiera jak leci i okręca sznurem
i wrzuca do trumien jak kiedyś do dołu w Katyniu ( str.6-12)
Styl poety bywa nieraz cierpki, ekspresja jego przenika wtedy jak sztylet albo pali jak rozżarzona lawa, ale przecież Sławomir Matusz mówi – jak sam nas uprzedził w tytule tomiku – o rzeczach strasznych i zakazanych. Inaczej być nie mogło, albowiem pod nazwą „demokracji ludowej” praktykowano w Polsce tanatos-krację i bożek śmierci zbierał ogromne żniwo. W tych wierszach Autor wymienia i przywołuje gehennę przesłuchiwań i śmierci w ubeckich katowniach ( np. wiersz „Inka”), a także ofiary perfidnych zbrodni jak katyński pogrom czy smoleński zamach. Niekiedy utwór ( jak np. „Wiersz o zabiciu doktora K.”) opatrzony jest szokującym post scriptum, które daje wyobrażenie o niesłychanej skali sadyzmu oficerów UB ( str.25). A wstrząsający wiersz „Odcięta głowa Anny Walentynowicz” ( str.16-18) – jakby monolog smoleńskiej Antygony – poszukuje okaleczonych ciał innych ofiar eksplozji, zdążając do refleksji, że zwłoki ofiar chyba trzeba „zalać betonem, aby nie zmartwychwstały” ( to oczywiście pragnienie spiskowców ). Marzenie to nieziszczalne, dusze poległych nad Smoleńskiem są wiecznie żywe w naszych sercach, a „Polska jak Marsjasz śpiewa”, by zacytować tu wers z wiersza zainspirowanego utworem Zbigniewa Herberta „Apollo i Marsjasz” ( str.28), ale też poświęconego smoleńskiej rzezi. Poezji nie da się streścić, więc z tym tomikiem trzeba się zapoznać osobiście i przeżyć w skupieniu każdy wers z osobna. Dodam jeszcze, że nie można pominąć żadnego z dziewięciu utworów tego zbioru. A jest tam jeszcze przejmujący wiersz „Łączka”, także wiersz o „Bohdanie Matuszu” ( ofierze ubeckiej obławy) i wreszcie „Powstanie Warszawskie” zamyka tomik ukazując „zdrajców czekających za Wisłą aż Niemcy zrównają miasto z ziemią” ( str.29). Lektura tego cienkiego, ale jakże ważkiego historycznie i artystycznie tomiku, jest naprawdę obowiązkiem każdego Polaka. A może nawróci niejednego peerelczyka ? Daj, Boże! Te okrutne poetyckie „sny z historii” prof. Maciej Urbanowski widzi „rozpięte między oniryczną wizją i lirycznym reportażem określając wiersze Matusza jako pełne pasji i emocji, także niezwykłych obrazów i skojarzeń. Jest w nich powaga, litość, gniew i sarkazm.” Warto przy tym dodać, że spojrzenie na historię poprzez martyrologię narodu – wyśmiewaną często w mediach III RP – jest właśnie bardzo potrzebne choćby dlatego, że w szkołach likwidowano nauczanie historii, zwłaszcza po reformie Handkego, a te feralne zmiany wprowadzano w 2011 roku, nadal za premiera Tuska, a już za „prezydenta” Komorowskiego. Rosną zatem pokolenia młodych Polaków z malejącą wiedzą o dziejach własnej Ojczyzny, także polskiej literatury.
Tak się składa, że Autor tego tomiku w r.2017 miał sprawę w sądzie tylko za to, że odważył się wytknąć prezydentowi Sosnowca, iż pewne instytucje używają statutów niezgodnych z ustawą o kulturze. Wytknął też brak kwalifikacji pewnej pani dyrektor. I co ? Sąd skazał pana Matusza na 3 tysiące grzywny, choć Wojewódzki Sąd Administracyjny przyznał, że instytucje kultury w Sosnowcu mają rzeczywiście statuty niezgodne z prawem. Po tym wyroku prezydent Duda starał się o ułaskawienie dla poety, sprawa jest w toku. Więcej szczegółów w posłowiu omawianego tu tomiku, a poetę w r.2020 sąd w Sosnowcu skazał dodatkowo na grzywnę za rozwijanie na drzewie baneru z... poparciem dla Andrzeja Dudy w czasie kampanii wyborczej!. Kuriozalne, prawda ? Sąd sam łamie tu demokrację, bo każdy obywatel ma prawo popierać swego kandydata w wyborach. Sądy jednak mamy dalej skorumpowane, bo weto prezydenta Dudy w r.2017 zahamowało reformę Temidy, ocaliło układ postkomuny. Panuje znaczna niepraworządność i łatwiej jest chyba przeprowadzić ułaskawienie, aniżeli naprawić wymiar „sprawiedliwości”. Ta choroba III RP wymaga poważnej terapii, jest ona warunkiem sukcesu wszelkich innych reform. Czy nie rozumie tego doktor prawa ? Nie mamy też Niepodległej, bo skreślono ją jednym podpisem oddającym śledztwo smoleńskie Rosjanom. A tak jak za Stalina UB-ijano buciorami kości żołnierzy niezłomnych, tak dziś synowie ubeków depczą schody uniwersytetów ( czasem w todze rektora!) albo schody Senatu z laską marszałka! Chory to kraj, który ma czelność nazywać się Najjaśniejszą III RP, a naprawdę jest peerelowskim skansenem, rajem dla agentów, aferzystów i nadzwyczajnej kasty. Przekonał się o tym Sławomir Matusz. Swój tomik zakończył z nadzieją: „na nich stanie miasto”. Ładna puenta, herbertowskie echo – ale kiedy stanie ? Za sto lat ? Tracimy cierpliwość.
Marek Baterowicz
Od redakcji:
Zachęcamy do nabycia wydanej przez nasze stowarzyszenie książki Marka Baterowicza - opowieści o"wojnie jaruzelskiej"- ZIARNO WSCHODZI W RANIE