LEKTURA OBOWIĄZKOWA! Glenn Jorgensen: Badanie tragedii smoleńskiej – co się dzieje? - fragmenty
data:24 lutego 2021     Redaktor: Redakcja

Publikujemy  fragmenty obszernego artykułu Glenna A. Jorgensena, zamieszczonego w Tygodniku Sieci. Jest to część początkowa i końcowa tekstu. Glenn Jorgensen zawarł w artykule szczegółowy opis zaniechań, uporczywych utrudnień i niekompetentnych decyzji oraz przykłady szkodzących sprawie wypowiedzi przewodniczącego podkomisji. Szczegółowo opisana została kwestia problemów we współpracy podkomisji z Narodowym Instytutem Badań Lotniczych [NIAR] w USA, rezygnacji z kupna bliźniaczego tupolewa za cenę złomu, powody zerwania relacji z ekspertem Frankiem Taylorem i grupą europejskich ekspertów etc.
Wszystkim, którym bliska jest kwestia wyjaśnienia prawdy o Smoleńsku i dobro państwa Polskiego, polecamy całość tekstu w tygodniku Sieci! 

 

Badanie tragedii smoleńskiej – co się dzieje?

Na bolesną prawdę nigdy nie jest dobry czas: wybory, kolejne niepokoje społeczne, troska by nie osłabiać rządzących, dla których trudno dostrzec lepszą alternatywę w Polsce, wszystko to nie sprzyja w ujawnianiu kłopotów. Jednak jest coraz mniej czasu, a problem narasta. Wsparcie organów państwa w badaniu i śledztwie, a może przede wszystkim w działaniach naprawczych, które muszą być podjęte po opublikowaniu Raportu, jest skutecznie stopowanie przez przewlekanie i blokowanie prac. Czy chodzi o przeciągnięcie tych prac do czasu zmiany ekipy rządzącej, tak żeby nie można było podjąć tych działań?  Na publiczne zabranie głosu decyduję się po latach prób naprawy sytuacji poza zasięgiem mediów, odkąd wyraźnie widzę, że sprawa ważna dla Polski, której poświęciłem – podobnie jak inni zaangażowani w badanie - 8 lat życia zmierza w złym kierunku.

Wielu z Państwa, szczerze zainteresowanych prawdą o tragedii smoleńskiej, prawdopodobnie już się domyśliło, że w badaniu pod kierownictwem Antoniego Macierewicza dzieje się coś złego.

Po ponad 10 latach od katastrofy, po ponad 5, odkąd rządzi PiS pojawiają się pytania o przewlekłość działań i brak raportu końcowego dokumentującego kompletne, ukończone badanie, raportu, który ma posłużyć do naprawy bezpieczeństwa państwa oraz stanowić narzędzie do niezbędnych działań w Polsce i za granicą. Raport końcowy dokumentujący, co się wydarzyło 10 kwietnia 2010 r., w jaki sposób i dlaczego,  to dopiero pierwszy krok w maratonie, który musi podjąć państwo polskie, by być bezpieczne. Brak dostępu do wraku nie jest prawdziwym usprawiedliwieniem tego stanu rzeczy, wiele dochodzeń zakończyło się sukcesem przy znacznie mniejszej ilości materiału dowodowego niż ten, który jest nam dostępny.

Wbrew publicznym zapewnieniom przewodniczącego podkomisji, że Raport jest gotowy od lipca ubiegłego roku, z tego co mi wiadomo, członkowie podkomisji deklarują, iż nie znają finalnej wersji. Polska po 5 latach ma kolejny komunikat medialny, materiał filmowy, kolejne opracowanie, przekonujące przekonanych, a wciąż nie ma sprawnego narzędzia, raportu końcowego spełniającego podstawowe wymogi takiego dokumentu, którym mogłaby naprawiać swoje bezpieczeństwo. W dodatku w sprawie Smoleńska otwiera się nowe pole chaosu, część ludzi jest przekonana że raport istnieje, część pyta, gdzie on jest. I tak to się kręci.

[...]

Monopolizacja dostępu do materiałów dowodowych - niszczenie zdolności do pracy w zespole
Antoni Macierewicz nie poczynił żadnych skutecznych starań, aby systematycznie rejestrować zebrane dowody (dziennik dowodów). Utrudni to później wniesienie jakichkolwiek ustaleń do sądu, gdybyśmy chcieli iść w ślady Holandii, która po katastrofie samolotu MH17 w 2014 roku zdążyła nie tylko opublikować raport, lecz także oskarżyć Rosję przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka w Hadze. Bez dziennika dowodów członkowie podkomisji nie mają pełnej wiedzy, jaki materiał dowodowy jest w dyspozycji. Dzięki temu Antoni Macierewicz może zmonopolizować dostęp do tego materiału, w tym do danych jawnych, wybierając, którzy członkowie podkomisji mają określone dane, a którzy nie. Często wybór ten nie ma nic wspólnego z rzeczywistymi kompetencjami do efektywnej analizy danego materiału „uprzywilejowanej-poinformowanej” osoby.

Jest to całkowicie sprzeczne z dobrymi praktykami śledczymi i mocno szkodzi zdolności do współpracy z ekspertami zewnętrznymi oraz w ramach podkomisji, ponieważ każdy członek ma inny punkt wyjścia do analizy dowodów w obszarze swoich badań.

Fragmentaryczne sprawozdanie – raport i kontrraport

Brak jest wysiłków, aby właściwie zakończyć prace dochodzeniowe i udokumentować je zgodnie z odpowiednimi standardami, nie do podważenia w rozsądny sposób, choć jest to w zasięgu naszej ręki.

Zamiast pozwolić całemu zespołowi na przyjęcie holistycznego podejścia i osiągnięcie odpowiedniego poziomu konsensusu opartego na pełnym zrozumieniu wszystkich dowodów, Antoni Macierewicz zleca niezwykle ważną funkcję – tzw. Investigator-in-charge raczej przypadkowej osobie, znanej głównie z bycia blogerem, która zbiera i opracowuje osobne fragmenty dochodzeniowe od kolegów z podkomisji.

Może to prowadzić do dalekiego od kompetentnego i wiarygodnego raportu końcowego, choć wiele ustaleń członków podkomisji jest kluczowych i precyzyjnych.

Pomimo dowodów pozwalających na wyciągnięcie jasnych i ponad wszelką wątpliwość głównych wniosków, Antoni Macierewicz prowadzi do sytuacji, w której grozi nam wysyp opracowań połowicznych, zawierających badawcze słabości łatwe do zaatakowania, a nawet opublikowanie kontrraportu czy dodanie załączników do raportu z wnioskami w różnych kierunkach, a wszystko to w ramach jednej podkomisji kierowanej przez tę samą osobę. Czy pomoże to rozwiązać wątpliwości istniejące w domenie publicznej?


Antoni Macierewicz nigdy nie odpowiedział na wielokrotne pytania członków podkomisji, kto wchodzi w jej skład. Jednak wszystko wskazuje na to, że w ramach podkomisji pracuje – w odosobnieniu - niejawna grupa pod przewodnictwem Marka Dąbrowskiego, która po opublikowaniu raportu przez Antoniego Macierewicza (jeśli do tego dojdzie), opublikuje swój kontrraport lub zdanie odrębne. 

Co nie znaczy, że to pomoże usunąć wszelkie uzasadnione wątpliwości, co do przyczyny tragedii smoleńskiej, co jak najbardziej jest w zasięgu naszych możliwości badawczych. Efekt niestety będzie wręcz przeciwny.

 Podsumowanie

Celem każdego dobrego śledztwa jest odkrycie i wiarygodne udokumentowanie tego, co się stało. Powinno się to odbywać w sposób systematyczny, najpierw przedstawiając wszystkie potencjalne możliwości, a następnie metodami opartymi na wszystkich dowodach i prawach fizyki, w sposób kompetentny wykluczyć wszystkie inne możliwości, aż pozostanie jedna jedyna przyczyna, która będzie nie do podważenia. Tylko wtedy dochodzenie uzyska wiarygodność.

Przewodniczący Antoni Macierewicz w sposób zupełnie przypadkowy, bez planowania czasu i zasobów, bez harmonogramów i bez wymaganych kompetencji kieruje najważniejszym badaniem we współczesnej historii Polski. Zamiast promować dobrą pracę zespołową, wprowadza chaos i konflikty, zamiast budować dobre relacje z potrzebnymi partnerami, którzy mogliby bardzo pomóc, tworzy wrogów, monopolizuje potrzebne informacje, które powinny być udostępniane, rozpowszechnia błędne informacje w mediach oraz aktywnie blokuje wszelkie próby prowadzenia systematycznego śledztwa opartego na dowodach. Przykładem błędnego komunikatu było m.in. podanie w mediach - wbrew protestom członków podkomisji – że samolot przyziemiał kołami do dołu. Choć było to na wczesnym etapie prac podkomisji, już wtedy była wystarczająca ilość dowodów na to, że to nieprawda. Wśród rzeczywistych dowodów na eksplozje Przewodniczący w mediach wymieniał także te niewłaściwe, które łatwo było podważyć, takie jak wzrost wartości zewnętrznego czujnika temperatury. Błędny komunikat przewodniczącego nie wynikał z jego niewiedzy i nastąpił wbrew prośbom i ostrzeżeniom z wewnątrz podkomisji. Przewodniczący miesza rzeczy istotne z błędnymi. I choć tych istotnych jest wiele – to pojedynczy błąd potrafi je medialnie zdezawuować.

Blokowanie kluczowych badań przez przewodniczącego podkomisji, przy jednoczesnym marnowaniu wielkiej ilości czasu i energii na mało istotne kwestie, sztucznie wykreowane przeszkody, zarządzanie poprzez chaos i konflikt, arbitralne rozstrzyganie kwestii technicznych bez posiadania do tego kompetencji – to tylko niektóre absurdy, z którymi musi się zmierzyć niewielka efektywnie pracująca grupa członków podkomisji w całym gronie osób zatrudnionych przez przewodniczącego.

O ile na poziomie deklaracji medialnych przewodniczący wydaje się żarliwie walczyć o prawdę przekonując głównie już przekonanych, to na poziomie decyzji badawczych zachowuje się kompletnie niezrozumiale, często utrudniając lub uniemożliwiając solidne uzasadnienie hipotezy badawczej, będące w zasięgu naszych możliwości.

Zamiast doprowadzić badanie do końca tak, by można je było ująć w raporcie końcowym nie do podważenia w rozsądny sposób, eliminując wszelkie wątpliwości, przewodniczący zatrzymuje niezbędne badania, podejmuje działania, które, zamiast odpowiadać na podstawowe pytania mnożą chaos, tym samym dając pożywkę dalszej kłótni publicznej.

Efektem działań szefa Podkomisji jest niszczenie najważniejszego jej atutu jako organu badawczego, czyli wiarygodności. Poświęcając ogrom czasu i pracy badaniu, będąc świadomym niezwykle cennych osiągnięć, jakimi dysponujemy, bardzo trudno jest patrzeć, jak Przewodniczący podrywa autorytet i izoluje Podkomisję z relacji z poważnymi partnerami badawczymi, których pozyskanie wymagało tak wielkiego trudu.

Trudno zrozumieć, dlaczego Przewodniczący utrudnia lub wstrzymuje dostarczanie partnerom badawczym potrzebnych danych, nie akceptuje przeprowadzenia koniecznych, zgłaszanych przez tych partnerów badań przy jednoczesnym zmuszaniu ich do zakończenia prac i postawienia wniosków, na podstawie niepełnych informacji. W najlepszym wypadku to może skutkować bardzo dużą ogólnością. 

Złe traktowanie, niedotrzymywanie słowa eufemistycznie mówiąc, a w zasadzie należałoby powiedzieć oszukiwanie partnerów, także jeśli chodzi o umowy i warunki pracy, wzbudza ich nieufność, zraża i powoduje ich wycofanie się ze współpracy, buduje niepożądaną opinię w międzynarodowym środowisku śledczym.

Monopolizowanie wszelkich kontaktów zewnętrznych przez Przewodniczącego przy braku jego kompetencji przynosi opłakane skutki i uniemożliwia dojście do celu.

Bezcenne i solidne wyniki badawcze niewielkiej grupy członków podkomisji niejednokrotnie są osiągane wbrew wewnętrznie kreowanym przeszkodom organizacyjnym. W dodatku wypracowane z takim trudem niezwykle precyzyjne osiągnięcia są mieszane przez Przewodniczącego z nonsensownymi czy wątpliwymi ustaleniami i prezentowane publicznie w niewiarygodny sposób.

Regułą już się stało ucinanie ważnego procesu badawczego na ostatniej prostej w celu otrzymania jakichkolwiek wyników na kolejną rocznicę katastrofy smoleńskiej. Procesu podjętego najczęściej wbrew przeszkodom, w warunkach organizacyjnych niebywałego marnowania czasu. 

 Co teraz?

Nie jesteśmy skazani na przewlekłość i chaos. Nie musi tak być. Mamy odkrycia badawcze kilku bardzo utalentowanych członków podkomisji, zapoczątkowane jeszcze na długo przed powstaniem tego organu i często uzyskiwane pomimo aktywnych działań przewodniczącego, aby je utrudnić (w co zdaję sobie sprawę, niezwykle trudno uwierzyć).  Są to tak poważne osiągnięcia, że można je uznać za filary śledcze dla rozstrzygającego, wiarygodnego i obiektywnego raportu końcowego. Zasługują one na właściwe dokończenie, uzupełnienie i udokumentowanie zgodnie z uznanymi standardami badania wypadków lotniczych, gdyż dostarczają w ten sposób potrzebnych i obiektywnych odpowiedzi, pozwalających na zamknięcie sprawy wiarygodnymi konkluzjami. Pozwoli to na zaleczenie ran oraz umożliwi podjęcie niezbędnych działań naprawczych w celu uniknięcia podobnej tragedii w przyszłości. Wymaga to zmiany na stanowisku przewodniczącego, na osobę, która oprócz woli dojścia do prawdy, przyjęłaby podejście naukowe i oparte na dowodach, miałaby zdolności organizacyjne zarządzania projektami i kompetencje, pozwalające przeznaczyć  większość energii na dochodzenie, a nie na konflikty i sztucznie tworzone przeszkody. Mogę zaproponować profesora Biniendę jako osobę spełniającą te kryteria.

 

Glenn Jorgensen

[podkreślenia własne Autora, publikacja za zgodą Autora]

Zobacz równiez:





Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.