Nie wiem czy wiesz, ale pełna nazwa tego gatunku drzewa, to - Jesion wyniosły (Fraxinus excelsior L.)!
Nie, to drzewo samo się nie wynosi nad inne, to sam Bóg je wyniósł! I Ty je wyniosłeś, wyróżniłeś, dając mu niejako pierwszą, najważniejszą stronę swojej nowej książki.
Czy może istnieć wieś bez drzew?
Są u Ciebie prócz jesionu także świerki, topole, brzozy, modrzewie, lipy…; są zioła łąkowe, są kwiaty, na kwiatach pszczoły, są uprawy, są ptaki, są gospodarskie zwierzęta, wreszcie, są – ludzie.
Czy może istnieć wieś bez łąk, bez pszczół, bez upraw, ptaków, bez dzikich i gospodarskich – zwierząt?
Wreszcie, czy może istnieć wieś - bez ludzi?!
A skoro wieś nie może bez nas istnieć, czy może ona istnieć bez ich chałup, stodół, kurników, dróżek, dróg, bezdroży, bez – kiedyś – końskich pojazdów, bez ciągników, motorów, bez wiejskich
kościółków, kapliczek przydrożnych, świątków, krzyży?!
Czy wieś, może istnieć – bez sąsiadów?!
Ale to wszystkimi – Bóg! Oczywiście, z Niepokalaną swoją – Matką.
Jest w Twojej „wiejskiej balladzie” wielka, wielka – melancholia, wielka tęsknota.
Ty już Jurku nie jesteś tylko człowiekiem miasta; stałeś się i wieśniakiem!
A ja, który jestem nim od zawsze, witam Ciebie w swojej wsi!
A Ty, przyjmujesz mnie gościną swoich pięknych wierszy, w swojej.
Jak człowieka gnębi dziś koronawirus, tak i wyniosły jesion, ma w tych czasach swojego śmiertelnego wroga. Jest nim grzyb: Hymenoscyphus fraxineus.
Giną jesiony! Masowo!
Przyjacielu, jednego z nich i wszystko co wokół niego, ocaliłeś na zawsze swoją poezją.
Dziękuję.
Janusz Andrzejczak
Ballada trofimowska
Dni człowieka są jak trawa,
Kwitnie jak kwiat na polu;
ledwie muśnie go wiatr, a już go nie ma,
i miejsce, gdzie był, już go nie poznaje.
Ps. 106
Jak trawy mijane w oku pędzą
tak domy stoją skruszone
Pani Leokadia Sieńko żona Joachima
przechowuje w sieni papierówki kosztele i pamięć
Gienio Sołyjan w blaskach czeremchy
śpiewa pobożnie przy trumnach sąsiadów
Za rowem Stasieuk Henryk z gromadką Stasieuków
do roboty w polu został Wiesio - jeden z bliźniaków
Romek Rozmysłowicz pędzi krowy piaszczystymi dróżkami
gdzie – krzyczy odważnie – gdzie leziesz – słyszą okoliczni
Stach Dyśko chłop samotny jak tutejsza lipa ogromna
rozmawia z Henrykiem Kolosa o młócce starą damfą
Olimpia Kamińszczanka gotuje mężowi szczawiową zupę
cieszy oko biały obrus i buteleczka miodowej nalewki
Pszczoły odziedziczył Henio po Józefie Kamińskim
ule na basach swych skrzydeł wyśpiewują psalmy w sadzie
I tak trwa tęsknota za domem wśród kwitnących łąk
Jerzy Binkowski (z tomiku "Wiejska ballada")