RATOWNIKOM – Ludziom spod znaku BŁĘKITNEGO KRZYŻA
„Ja niżej podpisany (………) dobrowolnie przyrzekam pod słowem honoru, że póki zdrów jestem, na każde wezwanie Naczelnika lub Jego Zastępcy – bez względu na porę roku, dnia i stan pogody – stawię się w oznaczonym miejscu i godzinie… i udam się w góry… w celu poszukiwań zaginionego i niesienia mu pomocy…” */
Mariusz Zaruski pierwszy, legendarny Naczelnik TOPR, widząc wzrastający z roku na rok ruch turystyczny w Tatrach, tak latem, jak i zimą, kiedy na początku XX wieku zaczęło się w Tatrach pojawiać coraz więcej miłośników zdobywania tatrzańskich szczytów, a narciarstwo stawało się coraz bardziej popularne ( oczywiście na skalę tamtych lat), dostrzegł konieczność powołania straży ratunkowej. Efektem tych przemyśleń było utworzenie w 1909 roku TOPR-u. Pogotowie ratunkowe w górach, po różnych przekształceniach (GOPR) działa do dziś niosąc pomoc wszystkim potrzebującym ratunku na górskich szlakach. Obecnie znowu powróciło do historycznej nazwy TOPR.
Pierwsi ratownicy w Tatrach to pomnikowe postaci, wywodzące się z hyrnych górali, którzy na początku „wodzili” panów z miast po „wirchach”, ale szybko uznali ideę generała Zaruskiego za godną zaangażowania. Muszę tu wymienić chociaż kilku wybitnych przewodników tatrzańskich, którzy złożywszy przyrzeczenie stali się pierwszymi ratownikami - to: Klemens Bachleda, Stanisław Gąsienica Byrcyn, Stanisław Gąsienica Szymków z Lasa, Jędrzej Marusarz „Jarząbek”, Wawrytko, Henryk Bednarski i wielu innych.
Te nazwiska to już odległa historia.
Dzisiejszy TOPR to zupełnie inna skala działań. Ruch turystyczny w Tatrach stał się masowy, szczególnie w wakacyjnych miesiącach lipiec, sierpień, kiedy tłumy ludzi zjeżdżają pod Giewont i bardzo często bez żadnego przygotowania ani kondycyjnego, ani dobrego ubioru, nieraz bez mapy idą w góry!
Naprawdę grozę w sercu budzą „paniusie” w klapkach lub szpilkach idące na Świnicę, bo tak blisko to wygląda, jak się wyjdzie z kolejki linowej na górnej stacji Kasprowego Wierchu.
Albo późną jesienią tatuś goni synka w ubraniu niedostosowanym do warunków atmosferycznych w kierunku przełęczy Zawrat, a na łańcuchach już potrzebne są rękawiczki, na głowie czapka! Ile takich obrazków mam w pamięci, ile widoków ludzi wychodzących w góry na chybił – trafił, tylko na podstawie koloru szlaku, zobaczonego na mapach Tatr zamieszczonych przed wejściem do TPN.
Albo inny obrazek, jakże często widziany w górach. Kiedy zwykle trzeba kończyć górskie wędrowanie, ze względu na popołudniowe burze w Tatrach, wielu turystów dopiero wychodzi na wysokogórskie szlaki.
Brak elementarnych wiadomości, jak nieobliczalne zagrożenie niesie ze sobą możliwa w Tatrach popołudniowa burza, szczególnie w partiach szczytowych często wyposażonych w metalowe klamry i łańcuchy, a i całkowicie odsłoniętych.
To karygodny błąd całych rodzin, który później mści się okrutną tragedią!!!
Do takiej właśnie doszło na masową skalę, nigdy dotąd nieznaną, w czwartek 22 sierpnia br. na Giewoncie. Giewont, góra marzeń wielu wczasowiczów, stała się śmiertelną pułapką dla czekających w regularnej kolejce na łańcuchach, żeby wejść na szczyt. Burza i pioruny, jakich mieszkańcy Zakopanego nie pamiętają zebrała ponure żniwo. Zamiast pięknych widoków Armagedon trudny do opisania.
I w takich wypadkach na ratunek ruszają RATOWNICY, dla nich nie może być złej pogody, deszczu, zawieruchy. Idą ratować poszkodowanych, zwykle w fatalnych warunkach atmosferycznych. To jest SŁUŻBA godna najwyższego uznania i szacunku. Wszystkie siły i środki zostały wtedy zmobilizowane, a ONI poszli, bo słynne „6 razy na minutę” jest dla NICH rozkazem!
Tatry poznawałam z Rodzicami od najmłodszych lat, a później te „wirchy” zauroczyły mnie kompletnie.
Niech mi będzie wolno, w tym miejscu, podziękować TYM wszystkim, którzy przekazywali mi miłość do Tatr, opowiadali o nich, uczyli i przestrzegali, że góry są piękne, ale mogą być groźne. Miałam honor poznać takich ludzi jak Tadeusz Gąsienica Giewont, Wojtuś Wawrytko, Stanisław Marusarz (Jego piękna dedykacja dla mnie: „ Zakochanej w górach, niech jej jak najlepiej będzie”), Józef Nyka – autor wspaniałych przewodników.
Chylę przed Nimi czoła!!!
W mojej pamięci zawsze pozostanie wielka postać GOPR – św. pan Eugeniusz Strzebiński, z którym chodziłam na wspinaczkę w Tatry Słowackie. To On nauczył mnie jak chodzić po górach, jak prowadzić grupy, co to znaczy bezpieczeństwo i dyscyplina. Uczestniczył w ponad 500 akcjach ratowniczych, w tym zimowych, był zasypywany przez lawiny śnieżne. Nigdy nie chciał opowiadać o swoich przeżyciach, bo przecież to trauma… Zmarł idąc na ratunek z ekipą ratowników na ścieżce na Szpiglasową Przełęcz. Usiadł na chwilę, żeby odpocząć, koledzy poszli dalej… miał do nich dołączyć. Niech spoczywa w spokoju. Panu Strzebińskiemu zawsze towarzyszył inny ratownik – Maciek Gąsienica. Dziękuję Ci Maćku za to, że byłeś, za to, że czuwałeś nad naszym bezpieczeństwem i nosiłeś całe to „żelastwo” potrzebne do wspinaczki, a i za Twoją pogodę i uśmiech też Ci dziękuję.
A po odejściu z zawodowej służby w GOPR Maciek zajął się profesjonalną fotografią Tatr z bardzo nietypowych miejsc. I są to zdjęcia kapitalne.
Kłaniam się Wam wspaniali Ratownicy tatrzańscy z wielkim szacunkiem.
Niech Matka Boska Jaworzyńska Królowa Tatr ma Was w Swojej opiece.
Z wyrazami najwyższego uznania
Anna Nowik
Redaktor Portalu Solidarni 2010
*/ fragment Przyrzeczenia członka czynnego TOPR (za książką „Sygnały z gór”)